Wystawa „„Na Północ” to zawarta na płótnach historia doświadczenia podróży w głąb surowego krajobrazu. Czas od czerwca do września 2018 roku Misia Łukasiewicz spędziła na północy Kanady i na Alasce. Podczas pracy w plenerze oddawała się tworzeniu powidoków pejzaży.
„Odbywając podróż twórczą do Ameryki Północnej prowadziła mnie myśl o tym, aby znaleźć w krajobrazie syntezę i sedno tego obszaru. Wyzwaniem było dla mnie poszukiwanie plenerów i wybór inspirujących fragmentów rzeczywistości. Kanadyjskie pejzaże są bardzo malownicze, wiec nie znajdowałam potrzeby dodatkowo maczać w nich swojego pędzla. Szerokim łukiem omijałam na płótnach wysokie Góry Skaliste, lodowce, lasy deszczowe, kolorowe domki w opuszczonych miastach poszukiwaczy złota, wodospady. Szukam tego, co jest we mnie głęboko zakorzenione i porusza moją wrażliwość – odbić w tafli jeziora, mgieł, mokradeł, skupisk drzew i ich niepowtarzalnych kształtów, szukałam opowieści”.
Trzy miesiące poszukiwań plenerów i analizy nie znanego dotąd artystce krajobrazu, dało efekty w postaci kilkunastu prac, które po prawie dwóch miesiącach podróży statkiem, pod koniec ubiegłego roku dotarły do Polski. Podczas przejechanych 20 tysięcy kilometrów samochód stał się tymczasową przestrzenią mieszkalną i pracownią malarską, oraz niezawodnym środkiem transportu. Na dachu auta zamontowana była skrzynia na blejtramy, która służyła również jako bezpieczna od niedźwiedzi przestrzeń do malowania. „Miejsce to stało się moją ulubioną pracownią, zawierającą sedno tego, czego szukaliśmy na północy – absolutny spokój i szerszą perspektywę” podkreśla artystka.
Misia zainspirowana kolektywem kanadyjskich malarzy zwanych „Grupą Siedmiu”, postanowiła zagłębić się w pejzaż, który był ich głównym źródłem inspiracji. Podczas gdy w Europie na początku XX wieku zaczęły rozwijać się jedne z najbardziej znaczących prądów sztuki nowoczesnej, w Kanadzie artyści powrócili do tematyki eksploatowanej od stuleci. Wielu późniejszych naśladowców po dziś dzień korzysta z ich dorobku.
Założeniem twórczej części podróży było przyjrzenie się północnym krajobrazom i zapamiętanie ich na płótnie. Artystka pracowała szkicowo, zachowując atmosferę, kompozycję i klimat danego miejsca. Gdy obrazy wróciły z pleneru, poddane zostały procesowi „wyciszania” i dopracowywania kompozycji. „Nie wracam do zdjęć, nie staram się przywołać konkretów pejzażu, w którym go zaczynałam. Najważniejsze jest dla mnie zachować świeżość wrażenia obcowania z miejscem”.
Kontynuując zgadasz się na politykę cookies. Więcej informacji
The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.